Opony samochodu szumiały na znajomym odcinku, a jej oczy skanowały pobocze, zanim jeszcze dotarła na miejsce. Wmawiała sobie, że to tylko ciekawość i że tak naprawdę się w to nie zaangażuje. A jednak jej klatka piersiowa napięła się, strach zwinął się jak sprężyna, gdy w polu widzenia pojawił się rów.
To był on. Ten sam pies, dokładnie w tym samym miejscu, pochylony żałośnie nad tobołkiem. Jego sierść wyglądała teraz na bardziej zakurzoną, a ciało na szczuplejsze w przyćmionym świetle. I wciąż – ten poszarpany koc leżał przypięty pod jego klatką piersiową, jakby przyszyty do jego skóry.