Pies spojrzał na niego raz, po czym odsunął się, dysząc. Po raz pierwszy ustąpił miejsca, jakby w milczeniu zapraszając go bliżej. Ethan zawahał się, wpatrując się w poszarpany dół, aż jego wzrok przykuł migotliwy kolor – coś ciemnego na tle ziemi, nie kamień, nie korzeń.
Pochylił się do przodu i starł palcami cienką warstwę brudu. Tkanina. Sztywna, poplamiona ziemią, podarta. Jego żołądek zakołatał. Przez jedną straszną chwilę jego umysł podsuwał obrazy zakopanych ubrań, raportów kryminalnych, ciał ukrytych w płytkich grobach. Ręce mu zmarzły i zamarł w miejscu.