Przypomniała sobie cichą dumę w jego oczach, gdy nauczyła się jeździć na rowerze bez chwiania się, albo jak kiedyś wyrył jej inicjały w rączce skakanki, żeby nie pomyliła jej z siostrą. Nie były to wielkie rzeczy, ale dla Miriam miały znaczenie. W tamtych latach wierzyła, że ma miejsce w jego szacunku, nawet jeśli jego uczucie było cichsze niż jej matki.
Ale gdy dorastała, równowaga się zmieniała. Na początku było to subtelne; dłuższa pauza, zanim odpowiedział na jej pytania, roztargnione skinienie głową, gdy przyniosła mu coś, co narysowała, sposób, w jaki jego głos wyostrzał się, gdy zbyt długo przebywała w jego gabinecie. Łatwo było to uznać za nastrój, zwykłą irytację dorosłego, który ma zbyt wiele na głowie.