Clarence nie odpowiedział od razu. Pochylił się, ponownie podniósł miotłę i zgarnął kilka zabłąkanych liści z ganku. „Ludzie chodzą na skróty, gdy myślą, że nikt nie patrzy” – mruknął. Potem, prawie do siebie: „Mam tylko nadzieję, że nie przesadziłem z tym wszystkim”
Następnego dnia, około południa, mężczyzna wrócił – ale tym razem przyprowadził towarzystwo. Obok niego podjechał czarno-biały samochód patrolowy. Wysiadło z niego dwóch funkcjonariuszy – jeden starszy, siwowłosy i stateczny; drugi młodszy, trzymający tablet.