Czasami nawet komplementowali go podczas spacerów z psami. Kiedy Helen żyła, pracowali nad nim razem. Ona wybierała kolory, on zajmował się glebą. Jej dotyk wciąż pozostawał w krasnalach ogrodowych przy schodkach i pomalowanej na biało budce dla ptaków w kształcie kościoła.
Clarence nigdy ich nie ruszał. Były teraz częścią rytmu. Nie był odludkiem, po prostu był prywatny. Lubił powolne tempo życia na emeryturze – posiłki przygotowywane od podstaw, wczesne godziny snu i ciche poranki.