Gdzieś na górze ktoś go potrzebował, albo coś na niego czekało. Lina wgryzała się w dłonie Eliasa, gdy podciągał się wyżej. Frachtowiec wznosił się nad nim niczym ściana, a jego śliskie od deszczu burty lśniły, gdy tylko błyskawica przecięła niebo. Każdy błysk rozświetlał rdzę i połamany metal oślepiającą bielą, po czym ponownie pozostawiał go w duszącej ciemności.
Statek jęczał na falach, przechylając się raz w jedną, raz w drugą stronę. Lina zakołysała się, szarpiąc Eliasem o kadłub. Jego ramię przeszył ból, gdy uderzyło o metal. Przylgnął mocniej, zaciskając zęby i szorując butami po śliskiej powierzchni. Przez chwilę myślał, że całkowicie straci przyczepność.