Dni znów się rozmyły, zszyte tą samą rutyną – te same rotacje pielęgniarek, to samo przytłumione światło. Maggie zostawała teraz na większość nocy, podczas gdy Evan przychodził i wychodził o dziwnych godzinach, jego wizyty były krótsze, a wymówki dłuższe. Czasami wchodził uśmiechając się zbyt promiennie, odkładając świeży bukiet, jakby mógł wymazać dzielący ich dystans.
Mówił o pracy, nowych klientach, „szalonych terminach”, a Clara kiwała głową, zbyt zmęczona, by dalej naciskać. Starała się nie zauważać, że zawsze delikatnie pachniał perfumami – nie jej. Pewnego wieczoru, po długiej rundzie leczenia, Clara zapadła w półsen, podczas gdy pielęgniarki zmieniały jej kroplówkę. Ich głosy były przyciszone, ale nie wystarczająco.