Gdy radiowozy odjechały, Vernon stanął na swoim ganku, chłonąc spokój, którego tak długo brakowało. Poczuł przytłaczające poczucie spokoju i wdzięczności. Podróż była żmudna, ale w końcu odzyskał swoje sanktuarium.
Vernon wziął głęboki oddech i wrócił do środka, postanawiając spełnić proste przyjemności, o których fantazjował. Gdy po gorącej kąpieli delektował się kęsem naleśnika, w końcu poczuł ulgę. To był moment cichego triumfu, przypomnienie, że w końcu był naprawdę w domu.