Kiedy obudził się w szpitalu, miał siniaki na żebrach i szwy na czole. Jego tata siedział przy nim, trzymając go za rękę tak mocno, że aż bolało. Jego mamy tam nie było. Zmarła natychmiast. Po pogrzebie Jamie przestał mówić.
Nie z buntu – ale dlatego, że czuł, że wszystko, co ważne, zostało już powiedziane i nic z tego nie pomogło. Co jeszcze można było dodać? Dryfował przez szkołę jak duch. Nauczyciele dawali mu dodatkowy czas, koledzy z klasy dawali mu przestrzeń, a Jamie dawał im wszystkim ciszę.