Ten mężczyzna miał dość nieuprzejmych turystów, którzy wtargnęli na jego teren – postanowił więc wykazać się kreatywnością

Co gorsza, nie chodziło już tylko o rośliny. Te pnącza były ulubionym rzędem Marianne. Robert uklęknął i sprawdził zmiażdżoną ziemię. Kołek pękł na pół, a wąs winorośli opadał teraz na bok niczym złamany nadgarstek.

Wypuścił nosem długi oddech, strzepując kurz z dżinsów. Było w tym coś głęboko osobistego. Nie tylko uszkodzenie – to było jak pogwałcenie. Najpierw spróbował grzecznej drogi. Wydrukował mały znak: „Teren prywatny – prosimy o pozostanie na szlaku”